środa, listopada 18, 2015

Jak rzeźbę co udawała Matkę Boską z dymem puściliśmy... potajemnie

   W październiku z wieczora zawitaliśmy na Podlaskie Siedlisko. Gospodyni, co nie jest babą rzewną, przyjęła nas jak zwykle. Objawiamy się jej jako gęsi tuczne i z radością napychamy wiktuałami. Taka kooperacja.
Ciemno już było i ziemniaki wielokrotnie odsmażane straciły subtelny zapach pola. Zjedzone.
Wino nadpite i nogi wróciły do siebie po wielogodzinnej tułaczce przez nieskończoność dróg niedokończonych. Ach teraz tylko spać w zimnie...

   Przed snem jeszcze musieliśmy obejrzeć rzeźbę - nie inaczej - Matki Boskiej. W inwokacji do oględzin usłyszeliśmy, że takiej brzydkiej, to jeszcze nikt nie widział. Uuuu... nie może być...
Podobno szpetota tak raziła w oczy, że Matka Boska trafiła latem w zagon malin za domem, bo okoliczne dzieciaki bały się stwora. Uuuu... ciekawie.
Uzbrojeni w latarkę poszliśmy przed dom - I wszystko to prawda była. Łooo Matko w Niebiosach, takiej rzeźby to lepiej nie mieć. Zgięło nas do połowy z wrażenia. Oczy wyłupiaste, usta jak doklejone, a ręce zgięte w "amen" raczej stopy przypominały.. Jeszcze się dowiedzieliśmy, że rzeźba to efekt terapii chłopca chorego psychicznie i donacja  przekazania w podzięce lekarzowi z Białegostoku. Córka lekarza zaś przywlokła to cudeńko na wieś, bo pasuje. A nie lepiej to książkę było pisać, przecież wszyscy już piszą. Kto czyta?

   W sen zapadliśmy i rano decyzja. Trzeba z dymem sprawę puścić. Deszcz się rozpadał, zapalniczka rozwaliła, gałęzie mokre. Przeciwności losu pokonane zostały szybko: nowe dwie zapalniczki od gospodyni i namiar na drewutnię.

   Jak rzeźba wylądowała w ogniu, zaczęła płonąć na niebiesko. Lakier, czy inna zmora. Taka myśl nas naszła, że w środku jest granat, więc jak co - to lubiliśmy się. Wybuchu nie było, tylko gospodyni przyszła z wiśniówką. Potem poszła, a my jeszcze trzy godziny siedzieliśmy. Nasze klasyczne geny, co na pewno po grecku się nazywają, podpowiedziały, że palenie ofiar oczyszcza z guseł, złych uroków i nieposkładania wszelkiego.


Herbert się pomylił


Bezczelny kapitel ciała  - głowa
Trzeszczy mi okropnie i ciąży
Oczy odbijają świecące latarnie

Szeptem do mnie mówiła
Uszy kuliły się i chwytały echa
Jej świata zaprzeszłego

Idę na spotkanie w deszczu
Znowu znowu opowie mi
O swoim życiu
Jaką fakturę jej wystawić?