czwartek, grudnia 07, 2017

A może kupię sweter z kaszmiru….



Wczoraj przyszedł i dał mi do przejrzenia dwa dokumenty. Cyrografy podpisane i do piekła droga prosta. Kwity bez zarzutu. Powiedział, że czuje się jak na spowiedzi. Oj, a ja pewnie jestem Twoja Matka Boska Fluorescencyjna. Jego spowiedź nigdy nie jest szczera.
Zmienił temat.
„Jeśli nie masz prezentu dla męża, to proponuję, byś kupiła mu sweter. Sam właśnie nabyłem takiż na rynku i mam go na sobie. Dotknij, sprawdź, to kaszmir”. Rzeczywiście. Trasę na babę ze swetrami objaśnił: „Idziesz za bankomatem, po lewej stronie kibel, a przed tobą dwa stoiska z rybami. Mijasz to i widzisz faceta z miodami. Za nim właśnie są swetry, ale baba nic nie opuści z ceny, próbowałem i nic”.
Tyle razy się widzieliśmy, a dopiero teraz zauważyłam, że jak siedzi, to się prawie nie porusza. To nie wynika z natury, ale z nawyku kontroli siebie i otoczenia. Lubię to, tym bardziej, że kontrola stoi w sprzeczności z tym, co widzę w oczach.