Wszystko miało się rozsypać,
gdy rozkojarzona opatrzność klasnęła w ręce.
Powietrze uniosło się do góry
i nastał huk nie do zniesienia.
Zabrakło czasu na moją litanię,
o przewidywaniu nieprzewidywalnego
i że prawie-prawie przyszłość wydumałam,
ale kaprysu z klaskaniem – nie.
Wyszliśmy z tego jako bohaterowie filmów akcji
- bez szwanku, bez śladu,
bez strachu.
Teraz boję się, że się nie bałam.